Hotel

Nie kłaniamy się już przed niczym. Nikomu już nie składamy hołdów. Naszą ludzką, wspólna, społeczną wiarą nie wierzymy tak naprawdę w nic. W odwiecznym sporze między państwem a Kościołem nie ma zwycięzcy. W każdym razie nie wygrał żaden z tych dwóch. Dzisiejsza dekonstrukcja jest totalna, dotyczy wszelkiej ludzkiej konstrukcji. Z dziwną, niezrozumiałą ulgą słuchamy obrazoburczych słów Michela Houellebecqa, który mówi o swoim kraju: Francja to hotel i nic więcej.

Wykorzeni z państwa, z rodziny, z religii, z wszelkiej instytucji, żyjemy na gruzach pewnego porządku rzeczy. Miejsca, w którym dotąd „spotykaliśmy” Boga, a więc gdzieś na skrzyżowaniu interesów rodzinnych, gminnych, ojczyźnianych, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla większości ludzi, żyjących tu, w Europie, Bóg przestał być strażnikiem moralności, przekaźnikiem zbiorowej tradycji, czy gwarantem stabilności struktur rodzinnych.

Oto zwolniono Boga z konieczności obsługiwania deficytów ludzkich instynktów. Okazało się bowiem, że choć z natury nie dość stadni jesteśmy, nie dość plemienni, nie dość heteroseksualni, nie dość monogamiczni, to jednak nie giniemy całkiem bez państwa, bez stałego życiowego partnera, bez własnych dzieci. Bóg przestał być konieczną ideą umysłu, postulatem rozumu praktycznego, symbolem zbiorowej świadomości, czy strażnikiem pamięci społecznej.

Wiemy już na pewno, że jedno słońce wschodzi nad dobrymi i złymi oraz że traci życie ten, kto chce je zachować, wraz z Kościołem, z państwem, z rodziną, z wszystkim, na czym życie starał się oprzeć. Nie wiemy nadal, co dzieje się po śmierci. Ta niewiedza pozostawia religii ostatni bastion, dający nadzieję na przetrwanie. Lecz to już nie to samo co kiedyś. Nie wiedzieć to znaczniej mniej niż wiedzieć, to powstrzymać się od wyznaczania ludzkich losów w zaświatach, od nakładania kar czasowych i wiecznych, od ogłaszania kogoś zbawionym czy świętym.

Nie wiemy – tak odsłania się dziś tajemnica. Do tego stopnia, że nie wierzymy już tym, którzy wiedzą. To nie czas wyznawców i głosicieli zbawczych prawd. Nie otwieramy drzwi, kiedy przychodzą, nie ciekawi nas, co powiedzą. Słuchamy tych, którzy nie mają nic do powiedzenia, a jednak mówią. Bo coś im mówić każe. Nie wiem dokładnie, po co robię te rzeczy – zwierza się Houellebecq. Nigdy się nie wie, po co się pisze. No właśnie, to piękne, że ja o tym nic nie wiem, absolutnie nic. To tajemnica.

Nasze pytanie o Boga nie jest już na ludzką miarę. Nie umiemy go ani dobrze wyartykułować, ani udać przed samymi sobą, iż jesteśmy w stanie stawić mu czoła. Przeciwnie, widzimy, że jesteśmy bezradni jak dzieci. To, o co umiemy zapytać, zbyt nachalnie wyznaczone jest przez gramatykę i język. Wynosimy się więc stąd z naszym pytaniem o Boga. Nie pytamy już i nie oczekujemy od nikogo odpowiedzi. Jasne się stało, że pytanie o Boga nie jest pytaniem osiągalnym dla człowieka. Nareszcie. Bóg, jeśli jest, jest radykalnie nie stąd, i my, wierząc w niego, również jesteśmy coraz bardziej i coraz radykalniej nie stąd. Francja to hotel i nic więcej.

29 grudnia 2013