Przypowieść o rzędach

Oto czterech ludzi odwiedziło świątynię, wchodząc do niej kolejno, w pewnych odstępach czasu. Każdy przyszedł tu, aby załatwić swoje sprawy z Bogiem. Pierwszy wszedł, uklęknął, przeżegnał się, minął wszystkie rzędy ławek i siadł tuż przy ołtarzu. Tam począł odmawiać różne modlitwy, błagając Boga o opiekę nad sobą, o zdrowie swoje i bliskich, o lepszą pracę…

Gdy tak się modlił, do świątyni wszedł drugi człowiek, uklęknął, przeżegnał się i usiadł w drugim rzędzie. Tam zaczął wznosić ręce ku niebu. Rozpierała go radość i wdzięczność. Za życie, za siebie, za wszystko. Człowiek z pierwszego rzędu spojrzał na tego z drugiego i pomyślał: Jakież to szczęście musiało spotkać tego człowieka? Może został uzdrowiony? Może dostał dobrą pracę?

Po jakimś czasie do świątyni wszedł trzeci człowiek, uklęknął, przeżegnał się i siadł w trzecim rzędzie. Przyszedł tu, bo postanowił sobie, iż odbywać będzie codziennie pół godziny milczącej adoracji. Siedział więc, na próżno usiłując się skupić. Nie prosił o nic, nie dziękował za nic, nie przepraszał. Był. Tak jak wczoraj, tak dziś, tak i jutro. Człowiek z pierwszego rzędu spojrzał na tego z rzędu trzeciego i pomyślał: Widzę go tu często. Co za wytrwała modlitwa! O cóż on się musi tak modlić? Natomiast ten z drugiego rzędu spojrzawszy na tego z trzeciego pomyślał: Co to za dziwna osoba! Przychodzi tu często. Pewnie szuka pociechy u Pana?

Minął pewien czas i do świątyni wszedł kolejny człowiek. Wszedł tu, nie wiadomo czemu. Z jakiegoś starego nawyku? Z sentymentu? Przychodził tu kiedyś przez lata. Siadał w pierwszym, drugim, a potem trzecim rzędzie. Teraz siadł w czwartym. Przyszedł do świątyni, ale równie dobrze mógłby tu nie przyjść. Nie uklęknął, ani nie przeżegnał się. Człowiek, siedzący w pierwszym rzędzie, spojrzał na niego i pomyślał: Co tu robi tu ten dziwny człowiek? Nie uklęknął, nie przeżegnał się. Ależ brak szacunku do Boga! Ten z drugiego rzędu pomyślał natomiast, że człowiek, który nie żegna się, ani nie klęka, musi być niewierzący, i począł już obmyślać w głowie, jakby się tu zbliżyć i dać świadectwo swej wiary. Siedzący w trzecim rzędzie także spojrzał na tego, który wszedł na końcu, i dojrzał w nim zwątpienie. Pomyślał więc ciepło o nim: Oby miał tylko wystarczająco dużo siły, aby przychodzić tu częściej i trwać przed Bogiem, jak ja. Oby otworzył się na Boga, a odnajdzie pokój i sens.

Po chwili tenże człowiek, który siedział w czwartym rzędzie, wstał i wyszedł z ławki. Uklęknął i usiadł w rzędzie piątym. Dostrzegli to wszyscy przebywający w świątyni. I ten z pierwszego, i ten z drugiego, i ten z trzeciego rzędu pomyśleli sobie: No, nie, myliłem się, jest OK. I zajęli się każdy swoją modlitwą.

26 maja 2011