Wiara

Są dwie wiary i być może są też dwie religie. Ta, którą Nietzsche zburzył całkiem, i ta, którą obroniła się przed Nietzschem. Wiara, wierząca w Przedtem, Potem lub w Zamiast, oraz wiara/niewiara bez wyraźnych perspektyw. Wiara, trwająca mocą pocieszeń, i wiara, obywająca się bez nich. Wiara wielka i gruba, jak rzymski Katechizm, oraz wiara niewielka, jak ziarnko gorczycy. Wiara, która chce zachować życie, i wiara, która godzi się ze stratą. Wiara, pochodząca „z dołu”, wiara tkanek i komórek, wydobywająca się z trzewi, z instynktu życia, oraz ta wiara, co nie jest „z dołu”, tylko – choć to niepewne – „z góry”, wiara – co już bardziej pewne – nie wiadomo skąd. Wiara nieświęta, bo nie święta, nie i już, i wiara święta, bo nie taka, jak ta nieświęta.

Obie wiary żyją we mnie, moim życiem. Tutaj, we mnie, biją się ze sobą na śmierć i życie. Bo śmierć jednej pozwala żyć drugiej, podczas gdy życie tej pierwszej przyprawia drugą o śmierć. Nie umiem pomieścić ich obu. Wszelkie kompromisy trwają do czasu, a potem wojna wybucha z jeszcze większą siłą. Jest we mnie tylko jedno królestwo, jeden tu może być król. Kto chce zachować życie, straci je, a kto je straci, zyska… – tak mówi pierwszy kandydat na króla (wiara święta). Kto zachowa życie, jak dany mu talent, bez wadzenia się z ludźmi i z Bogiem, przedłużone mu one zostanie na nieskończone Potem – oto słowa drugiego kandydata (wiara nieświęta).

Nie ma więc zgody. Wiara nieświęta zwalcza świętą, prześladuje ją niczym fałszywego proroka, pali na stosach, krzyżuje, wypędza, zamyka usta, przetrzymuje w więzieniach, zniesławia. Wiara nieświęta boi się, że nie przetrwa. Zaprzecza, ale w głębi siebie wie, że jest sama, bez kontaktu z tym, o czym rozprawia. Czuje, że sama niesie swą dolę. Musi więc zadbać o siebie. Musi przeżyć, uwiecznić się w umysłach i wyborach ludzi. Tym się karmi. Z tego żyje. A wszystko po to, by nie zostawić innych bez siebie. Bo wiara nieświęta ma się za świętą. I w imię swej „świętości” działa.

Wierze nieświętej ta święta wieszczy koniec. Coraz mocniej, coraz wyraźniej. Twój Bóg jest martwy – ogłasza wraz z Nietzschem. Twój Bóg odszedł z tego świata. Nie stało się to nagle, lecz stopniowo. Odsuwał od świata pewnym krokiem kolejnych anatem. W końcu utknął wśród nieomylnych prawd i dogmatów. Znieruchomiał. Zastygł. Otoczył się zakonnym murem, zamknął w liturgiach kościołów. Bo czym są jeszcze te kościoły, jeśli nie grobami i nagrobkami Boga?

Tak, tak, to raz jeszcze Nietzsche, prorok szalony, zmiażdżony obłędem. Wszyscy tu przełknąć musimy gorzką prawdę jego proroctw. Zabiliśmy Boga kosmosu, moralności i metafizyki. Pozostał człowiek, sam jeden. A Bóg, jeśli pozostał także, to tylko, o ile w człowieku znaleźć go można. To, co z zewnątrz, jest wewnątrz. Transcendencja w immanencji. Jeśli Bóg, to przede wszystkim ten Wcielony. I jeśli też Ojciec, to tylko przez Syna.

Nie ma Boga – to nie jest prawda, która przeraża. Nie wiarę świętą. Ona przechadza się od dawna ciemną doliną. Lęka się, nie lęka. Tylko wiara nieświęta nie zna zwątpień. Święta doświadcza ich stale. Pół kroku dzieli ją od niewiary, tak jak pół kroku dzieli niewiarę świętą od wiary. Bo jak powie Derrida: Sformułowanie „jestem ateistą” jest śmieszne. Podobnie powiedzenie „jestem wierzącym”. Któż może wiedzieć o sobie coś takiego?

Bo, owszem, uwiera słowo „jestem”, drażni jego kategoryczność, irytuje stanowczość. Wiara tak ujęta przynależeć musiałaby do mojej istoty niczym trwała cecha. Tak jakby była efektem nieskrępowanego wyboru. Jakby była mniejsza niż ja lub przynajmniej na moją miarę. Jakby była poglądem na świat, sądem o nim lub przekonaniem. Jakbym ją mógł mieć lub jej nie mieć. Ja sam.

Wiara święta jest czymś, czego nie można posiąść, czym nie da się dysponować, ani zarządzać. Bo czy ja posiadam wiarę? Raczej jej nie mam, niż mam. Jak nie mam swego istnienia. Wiara święta żyje. Ma więc ruch w sobie: rodzi się, rozmnaża, oddycha i rośnie. Nie jest czymś, czego mogę trzymać się żyjąc. Nie jest liną rzuconą mi z nieba. Ona sama jest życiem lub sposobem życia. Gdy codziennie umieram, zostawiając za sobą siebie z wczoraj, umiera ze mną moja wczorajsza wiara.

18 luty 2011