Wymiar wegetatywny ludzkiej natury

Wracając do porównania Arystotelesa, jeśli dusza ludzka jest pięciokątem, to znaczy, że zawiera w sobie również czworokąt (dusza zwierzęca) i trójkąt (dusza wegetatywna), czy korzystając z innego wspomnianego już porównania, jeśli natura ludzka jest rzeczywistością o czterech wymiarach, to znaczy, że zawiera w sobie rzeczywistość trójwymiarową, dwuwymiarową itd. Można zatem powiedzieć, że człowiek jest zwierzęciem, a także to, że jest rośliną. Istnieje bowiem zwierzęcy (zmysłowy), jak i roślinny (wegetatywny) wymiar natury ludzkiej.
Oczywiście, człowiek nie jest rośliną w sensie braku zdolności do lokalnego poruszania się, czy braku komunikacji z otoczeniem. Roślinność (wegetatywność) natury ludzkiej wyraża się w czymś pozytywnym. Otóż, człowiek posiada wszystkie władze przynależne do świata roślinnego. Mówiąc inaczej, posiada trojaką zdolność do ruchu wsobnego, która jest właściwa roślinom. Zdolność tego rodzaju w filozofii klasycznej nazywa się władzą.

Tomasz z Akwinu uważał, że władza duszy to najbliższa zasada jej działania (proximum principium operations animae), to sposób, w jaki dana dusza (dany organizm) przejawia swoją aktywność, czy dokładniej mówiąc – auto-aktywność. Mówiąc, że ktoś (coś) ma władzę do samoporuszania się, nie chcemy powiedzieć tym samym, że ten ktoś (coś) właśnie się porusza. Nie mówimy o jego aktywności, ale o zdolności do aktywności. I tym właśnie jest władza, jest – jak uczy klasyczna filozofia – możnością czynną (potentia activa), jest zdolnością do samoporuszania się, do stanięcia się przyczyną swego ruchu (zmiany).

Jeśli zatem człowiek jest rośliną, czyli posiada wszystkie władze przynależne do świata roślinnego, oznacza to, iż jego natura przejawia zdolności do stanięcia się przyczyną swego ruchu, zdolności właściwe roślinom. A w jaki sposób samo-porusza się roślina? Otóż roślina spożywa pokarm, rośnie i rozmnaża się. Ta potrójna zdolność, czy – jak kto woli – trzy zdolności, charakteryzują wegetatywny wymiar danej natury. Jeśli chodzi więc o naturę ludzką, to powiemy, iż jej wegetatywny wymiar konstytuują trzy władze, które zwane są władzami wegetatywnymi.

Władze te są najprymitywniejsze z wszystkich władz, w jakie wyposażona jest natura ludzka. Są one możnością do bycia przyczyną swego ruchu (zmiany), ale jedynie w sensie przyczyny sprawczej. Wzór (przyczyna wzorcza) i cel (przyczyna celowa) jest w ich wypadku czymś danym z góry, czyli wrodzonym. Jako ludzie jemy, rośniemy, czy też rozmnażamy się w sposób (według wzoru) zaprogramowany przez naturę. Przejawiamy też te wegetatywne aktywności w celu, który wyznacza nam natura.

Ważne jest także to, aby zauważyć pewien porządek tu występujący. Poszczególne władze wegetatywne powiązane są bowiem ze sobą nawzajem. Za pośrednictwem władzy rozrodczej dany osobnik rodzi się, czyli zaczyna żyć (samodzielnie). Początkowo posiada niewielkie rozmiary i aby osiągnąć dojrzałość (właściwą sobie naturę), potrzebuje pokarmu, dzięki któremu utrzymuje się przy życiu i rośnie. Cel tego wzrostu wyznaczony jest przez władzę rozrodczą. Mówimy bowiem, że ktoś (coś) osiągnął doskonałość, gdy posiadł zdolność do rozmnażania się. W ten właśnie sposób władze wegetatywne służą sobie nawzajem. Jeszcze dokładniej zobaczymy to, gdy omówimy oddzielnie każdą z wegetatywnych władz.

Odżywianie się

Co to znaczy odżywiać się? Co chcemy powiedzieć, gdy mówimy, iż ktoś je (spożywa) jakiś pokarm? Co dzieje się z pokarmem, a co z podmiotem, czyli tym, który je (spożywa)? Tomasz z Akwinu ujmuje akt spożywania, jako przyjęcie pokarmu, który może się przekształcić w substancję spożywającego (sumptio cibi convertibilis in substantiam comedentis). To filozoficzne określenie jest zupełnie zasadnicze dla nauki (biologii, chemii itd.). Dzięki temu intuicyjnemu ujęciu nauki szczegółowe mogą przystąpić do precyzyjnego opisu i wyjaśnienia tego, co dzieje się z pokarmem i podmiotem w czasie odżywiania się. Zakres ich obserwacji i badań wyznaczony jest jednak niejako z góry przez filozofię i jej intuicyjna metodę poznania rzeczywistości.

Od strony biologicznej odżywianie polega na pozyskiwaniu przez organizm ze środowiska, w którym żyje, składników odżywczych zawartych w pokarmie, czyli materii wchłanianej przez organizm. Od strony chemicznej odżywianie polega na metabolizmie, czyli na przemianach chemicznych i energetycznych (pobieranie, przyswajanie i wydalanie materii i energii), dokonujących się w ramach danego organizmu. Przemiany te są regulowane przez enzymy produkowane w komórce. Warto tu zaznaczyć, iż w tym szerokim ujęciu również oddychanie, czyli proces dostarczania do organizmu, asymilacji z nim i wydalania z niego szczególnego rodzaju materii, czyli gazów, również zaliczany jest do procesów odżywiania.

Biologia i chemia opisują proces odżywiania się od strony przyczyny materialnej, czyli od strony tego czynnika, który stanowi budulec zarówno spożywającego pokarm organizmu, jak i spożywanego pokarmu. Taka perspektywa, choćby była wzbogacona przez niezliczoną ilość interesujących detali, biorących udział w tym procesie, zawęża spojrzenie. Nie da się wytłumaczyć tego, czym jest odżywianie i dlaczego się dokonuje, odwołując się jedynie do materialnej strony tego procesu.

Tylko przyjęcie istnienia formy całości organizmu żywego, formy kształtującej (organizującej) materię, pozwala na wytłumaczenie, co od strony bytowej stało się, gdy organizm spożył pokarm. Na początku tego procesu (1 – zobacz rysunek poniżej) mamy dwa byty: spożywający (podmiot) i spożywany (przedmiot). Na końcu tego procesu (2) mamy jeden byt (jeśli weźmiemy pod uwagę również wydalanie, to wówczas na końcu procesu mamy dwa byty, ale różne – a dokładnie jeden z nich różny – od tych na początku). Jak wytłumaczyć zatem, co się stało?

 

Widać, iż organizm spożywający pokarm pozostał sobą, znikł natomiast pokarm. Został wchłonięty przez organizm. Materia pokarmu została włączona w formę organizmu. Byt organizmu powiększył się o wielkość i jakość pokarmu. Jak widać, gdyby odwołać się jedynie do strony materialnej tego procesu, nie można wytłumaczyć, dlaczego to, co nie stanowiło całości z danym organizmem (czyli pokarm), na skutek procesu odżywiania taką całość stanowi. Aby to wytłumaczyć, trzeba wskazać na istnienie podstawy (zasady) wspomnianej całości, trzeba wskazać na jej przyczynę formalną, czyli na duszę (formę ciała).

Jaki jest sens odżywiania? Po co dany organizm się odżywia? Odpowiedź wydaje się oczywista. Odżywiamy się, by żyć, by utrzymać życie. W ten sposób władzę odżywiania łączy się z działaniem tak zwanego instynktu samozachowawczego (jednostkowego). To tenże instynkt wyznacza słuszną miarę w spożywaniu, działając bądź to za pośrednictwem doznań głodu (zwierzęta, ludzie) lub sytości, bądź to bez tego pośrednictwa (rośliny).

Odżywianie potrzebne jest więc po to, aby doskonalsza (od materii nieożywionej) struktura bytowa, jaką stanowi roślina, zwierzę, czy człowiek, mogła utrzymać swoje istnienie. Taki jest koszt tej doskonałości. Byty martwe istnieją bez zdolności do odżywiania, ale też bez takiej konieczności. Ich struktury nie wymagają nieustannego wsparcia ze strony innych bytów. Odżywianie to zdobywanie energii koniecznej, by trwać. Przyroda zachowuje się tu zupełnie jak nasze techniczne wynalazki, które potrzebują stałej dostawy energii by funkcjonować.

Przyroda nieożywiona trwa (istnieje), ale nie żyje. Jej istnienie jest nacechowane biernością. Tymczasem dla materii ożywionej istnieć oznacza żyć, a to z kolei oznacza samo-poruszać się (samo-zmieniać). Doskonalsze istnienie jest zatem bardziej dynamiczne, pełniejsze życia. Zobaczymy, że ewolucja wykształca coraz to doskonalsze pod względem istnienia byty. Widać to już u roślin, które posiadając instynkt samozachowawczy, nie tylko istnieją, ale również w sposób instynktowny (nieświadomy) pragną swego istnienia. Jest tu jakaś śladowa forma miłości, którą nacechowane jest bycie.

Tą śladową formą miłości nacechowane jest zresztą zarówno bycie własne, jak również bycie tego, co zewnętrzne. Forma ta, przejawiająca się w instynkcie samozachowawczym, kieruje roślinę nie tylko ku sobie samej, ale również ku temu, co nie jest nią. Jest w tym jakieś elementarne (bardzo prymitywne) wyjście ku temu, co zewnętrzne. Jest jakaś embrionalna forma miłości, kryjąca się w radykalnie egotycznej postaci.
To wegetatywne, nader prymitywne wyjście ku temu, co jest zewnętrzne względem owego roślinnego bytu (a więc ku temu, co nim nie jest), jest równie prymitywną odbitką nie tylko aktu pragnienia, ale również aktu poznania. Roślina bowiem rozpoznaje pokarm w tym sensie, że wchłania ten, który przez jej instynkt samozachowawczy zostanie „uznany” za odpowiedni. Nie ma tu właściwego aktu poznawczego, bo jest kontakt bezpośredni z rzeczą, a nie z jej pośrednikiem poznawczym (np. falą światła „niosącą” informacje o przedmiocie). Niemniej jest to jakieś quasi-poznanie.

W przypadku roślin nie można więc mówić o poznaniu w sensie ścisłym również dlatego, że roślina bardziej „rozpoznaje” niż „poznaje”. Akt poznawczy zakłada zdobywanie nowej wiedzy. Dzięki poznaniu zdobywamy informacje o otoczeniu. Nie mieliśmy tych informacji wcześniej. Pomagają nam one dostosować lepiej nasze zachowanie do warunków wyznaczonych przez to, co nas otacza. Tymczasem roślina nie poznaje niczego. Nie zdobywa nowych informacji. Jedynie „rozpoznaje”, czy to, z czym ma kontakt, jest dla niej odpowiednim pokarmem. Można powiedzieć zatem, że w roślinie istnieje jakby uprzednia wiedza, zakodowany wzór, według którego owa roślina działa.

Wzrost

Pokarm służy organizmowi nie tylko do zachowania istnienia (życia), za co odpowiada jednostkowy instynkt samozachowawczy. Pokarm służy również do tego, aby organizm się rozwinął, czyli do wzrostu, za co odpowiada – jeśli ktoś chce wyróżniać różne rodzaje instynktu – instynkt do rozwoju (jednostkowego) życia. Chodzi o to, że w organizmie występuje swoiste parcie do rozwoju. Organizm sam z siebie dąży do tego, aby osiągnąć właściwą sobie pełnię.

Wzrost biologiczny (właściwy dla świata roślin) jest to proces powiększania się danego organizmu pod względem jego rozmiarów. Mówimy, że organizm rośnie, a więc mamy tu pewna stałość i pewną zmianę. Stałe jest to, że w momencie 1 i w momencie 2, między którymi zanotowaliśmy wzrost (ilościową zmianę), cały czas zachowana była tożsamość tegoż organizmu.

 

Organizm zmienił swoje właściwości, ale nie przestał być sobą. Można powiedzieć, że zawartość (ilość) materii w tym organizmie zmieniła się, ale nie zmieniła się jego forma istotowa (forma substancjalna – tak się ją nazywa w filozofii klasycznej).Dla przykładu, mówimy, iż jakiś dąb urósł. Jest większy (zwiększył swoją materią), ale nie zmienił swojej formy istotowej, to znaczy nie przestał być tym oto dębem. Może warto tu wspomnieć, iż filozofii klasycznej mówi się również o formie przypadłościowej, która zmienia się wraz ze zmianą materii, nie powodując jednak zmiany formy substancjalnej. To odróżnieniu dwóch rodzajów form ma swoje odbicie w języku. Mówimy bowiem, że większy dąb jest tym samym dębem, co wcześniej, ale nie jest takim samy dębem, gdyż urósł.

Ujmując proces wzrostu od strony nauk szczegółowych (biologii, chemii …), powiemy, iż proces ten polega na ogół na zwiększaniu się ilości komórek przynależnych do danego organizmu na skutek tzw. podziałów mitotycznych i zwiększeniu się rozmiarów tychże komórek oraz tak zwanej macierzy pozakomórkowej. Jeśli jednak mamy do czynienia z organizmem eutelicznym, charakteryzującym się stałą liczbą komórek, proces wzrostu polega jedynie na zwiększaniu się rozmiarów tegoż organizmu (zwiększenie się rozmiarów komórek lub macierzy pozakomórkowej).

Niektóre organizmy, jak na przykład człowiek, rosną (pod względem cielesnym) jedynie przez początkowy okres swego życia, inne rosną kilkakrotnie w swoim życiu (zwierzęta, u których występuje zjawisko tzw. linienia), jeszcze inne rosną przez całe życie (np. drzewa). Warto też dodać, że w niektórych organizmach żywych (np. u ludzi) wzrost jest regulowany przez swoiste związki chemiczne wydzielane przez gruczoły lub tkanki układu hormonalnego, zwane hormonami wzrostu. Z niedoborem lub nadmiarem hormonów wzrostu wiążą się różne patologie, takie jak: karłowatość, gigantyzm czy akromegalia.

Organizm rośnie po to, aby osiągnąć dojrzałość właściwą dla swojego gatunku. Wzrost więc jest zjawiskiem uporządkowanym, wewnętrznie spójnym, ukierunkowanym na osiągnięcie celu. Nie jest tak, że organizm się rozrasta we wszystkich kierunkach bez wyraźnego związku, tak jak potrafią pęcznieć na przykład różne byty nieożywione. W zjawisku wzrostu widać wyraźne, iż kieruje nim zarówno przyczyna celowa, jak i przyczyna wzorcza, ale na sposób z góry zdeterminowany. Roślina bowiem nie wyznacza sobie celu swego wzrostu, ani nie wpływa na wzór, według którego się tenże wzrost dokonuje.

Można więc powiedzieć, że roślina ma w pewien sposób zaprogramowane swoiste „poznanie” i „pożądanie”. Roślina „poznaje” cel, do którego jest przyporządkowana, a więc dojrzałą formę gatunkową. Nie tylko zresztą „poznaje” go, gdyż za tym „poznaniem” idzie „pragnienie”. Roślina bowiem również „pragnie” doskonałości możliwej dla tego rodzaju bytu, jakim jest. Nie jest to wszakże prawdziwe poznanie i pożądanie, bo nie wiąże się ono z nabywaniem jakichś nowych form, ale jest czymś z góry danym, co jedynie ujawnia się w czasie procesu wzrostu. Jako widać więc, rozwój organizmu wiąże się z pojęciem pewnej (względnej) doskonałości, mianowicie wspomniane formy quasi-poznania i quasi-pożądania są ukierunkowane na osiągnięcie bytowej pełni, znajdującej się w zasięgu danego organizmu, czyli dojrzałej formy gatunkowej. Można tu mówić o gotowych formach (poznawanych i pożądanych) zawartych w instynkcie, który rozpatrywany w wypadku wzrostu organizmu nosić będzie nazwę instynktu do rozwoju.

Rozmnażanie się

Trzecią władzą wegetatywną jest władza rozmnażania się. Co to znaczy rozmnażać się? Podpowiedzią jest tu sam sens słowa „rozmnażać”, czyli stawać się mnogim. W wyniku rozmnażania organizm przekazuje życie innemu organizmowi lub mówiąc inaczej powołuje do istnienia inny numerycznie organizm, ale w pewien sposób identyczny z organizmem pierwotnym. Jak zobaczymy nie jest to identyczność jednostkowa, ale gatunkowa. W ten sposób właśnie człowiek rodzi człowieka, gąbka wypączkowuje gąbkę, a pierwotniak dzieli się, mnożąc jednostki swego gatunku.

Mówimy o rozmnażaniu się jako pewnym procesie, ale również jako wegetatywnej władzy. W tym drugim przypadku, powinniśmy wskazać właściwy dla niej podmiot. Nie trudno zauważyć, że sytuacja jest w tym względzie nieco inna niż ta, z którą mieliśmy do czynienia w przypadku władzy odżywiania i wzrostu. Tam podmiotem był jednostkowy organizm. To on właśnie zachowywał swoją identyczność w przeciągu całego procesu. Organizm przed spożyciem pokarmu i po spożyciu pokarmu był tym samym organizmem. Tymczasem w przypadku rozmnażania tak nie jest. Jeśli na przykład weźmiemy pod uwagę jakiś organizm, który rozmnaża się przez podział, nie możemy powiedzieć, że na początku (1) i na końcu (2) procesu rozmnażania mamy ten sam jednostkowy podmiot.

 

Co jest zatem podmiotem władzy rozmnażania? Otóż podmiotem władzy rozmnażania jest forma gatunkowa danego organizmu. Odróżnić ją trzeba od formy jednostkowej (substancjalnej). Każdy człowiek mianowicie jest tym oto człowiekiem (Janem, Tomaszem, Marią), ale jest także człowiekiem jako takim. Jan jest człowiekiem, Tomasz jest człowiekiem i Maria jest człowiekiem, czyli ich bycie zorganizowane jest nie tylko przez formę jednostkową, ale również przez formę gatunkową, albo mówiąc dokładniej – w ich formie jednostkowej (substancjalnej) zawarta jest także pewna forma (część) wspólna dla wszystkich przedstawicieli tego samego gatunku.

Ta forma gatunkowa w procesie rozmnażania nie ulega zmianie co do swej identyczności. Pierwotniak, który się rozmnożył w wyniku podziału, nie jest już tym samym pierwotniakiem, ale to, co było na początku (A), i to, co otrzymaliśmy w efekcie procesu rozmnażania (A’ et A”), jest pierwotniakiem, czyli należy do tego samego gatunku. Nasze spontaniczne poznanie odkrywa (rozpoznaje) więc formę gatunkową rzeczy (w tym wypadku organizmów) jako formę realną, przynależna rzeczom, zawarta w nich.

Arystoteles pisze, iż celem rozmnażania jest utrwalenie swego istnienia. Skoro życie jednostki jest skończone i względnie krótkie, natura pragnie zdobyć w tym względzie większa doskonałość. Osiąga ją przez długowieczność (jako pewną odbitkę wieczności) związana z istnieniem gatunku. Mimo że jednostki przynależne do danego gatunku giną, sam gatunek trwa dalej, zachowując swą numeryczną (gatunkową) tożsamość.

Skoro istnieje więc ważna różnica między władzami wegetatywnymi, to znaczy władza rozmnażania różni się od władzy odżywiania i wzrostu tym, iż dwie ostatnie wywołują skutek swojej aktywności w jednostkowym podmiocie, a władza rozmnażania na zewnątrz tegoż podmiotu, to – jak konstatuje Tomasz z Akwinu – należy uznać, iż władza rozrodcza dorównuje w pewnej mierze doskonałości właściwej dla władz zmysłowych. Podobnie bowiem jak one odnosi się do rzeczy istniejących poza nią. Nic dziwnego zatem, iż jest władzą najdoskonalszą ze wszystkich władz wegetatywnych, stanowiąc władzę docelową w tym sensie, iż organizm spożywa pokarm i rośnie, aby osiągnąć dojrzałość wyznaczoną (od strony biologicznej) przez zdolność do rozmnażania się.

Skoro dostrzegliśmy elementarne, prymitywne formy „poznania” i „pragnienia” w funkcjonowaniu władzy odżywiania i władzy wzrostu, tym bardziej powinniśmy je dostrzec w funkcjonowaniu najdoskonalszej (i najbardziej podobnej do zmysłowych władz) wegetatywnej władzy, jaką jest rozmnażanie się. Organizm, który się rozmnaża, działa w sposób uporządkowany w pewnym „kierunku”. Musi być w nim zatem pewien wzór tegoż działania, pewne „poznanie”, które zostało zaprogramowane w nim, dzięki któremu organizm reaguje tak, a nie inaczej. Musi też być w nim zaprogramowany cel tegoż działania i swoiste „pragnienie” tegoż celu. Gdy dostrzeżemy ponadto, iż cel ten znajduje się poza organizmem, podobieństwo do zmysłowych władz poznania i pożądania powinno narzucić się samo. Nie można tu jednak mówić o poznaniu czy pożądaniu właściwym, gdyż nie ma tu nabywania wiedzy i nie ma pośrednictwa odbitek zmysłowych rzeczy poznawanych.

Idąc dalej tropem Arystotelesa, widzącego w rozmnażaniu chęć upodobnienia się do wieczności, można powiedzieć także, iż dzięki rozmnażaniu jednostka przez swe uczestnictwo w gatunku ma szansę na zajęcie jak największej przestrzeni, co pozwala wyrazić większe podobieństwo do wszechobecności. Dana jednostka może żyć bowiem w ściśle określonym miejscu. Tę „niedoskonałość” natura stara się usunąć właśnie przez rozmnażanie się gatunku, który z kolei rozprzestrzenia się.

Powiedzieliśmy zatem, że rozmnażanie wiąże się z przedłużeniem własnego istnienia przez uczestnictwo w trwaniu własnego gatunku. Powiedzieliśmy też, że wiąże się z dążeniem do jak największego rozprzestrzenienia się owego gatunku. Trzeba dodać jeszcze i to, że rozmnażanie jest sposobem utrwalania pewnych cech osobniczych. Ten ostatni proces nauki szczegółowe (biologia, chemia, genetyka) opisują, odwołując się do teorii genów.

Jak wiadomo, w przyrodzie obserwuje się różne sposoby rozmnażania się. Zasadniczo wyróżnia się dwa rodzaje rozmnażania, w zależności od pochodzenia komórek rodzicielskich. I tak, w sytuacji, kiedy organizm potomny powstaje z części organizmu jednego rodziciela (na skutek regeneracji, pączkowania, podziału, przez cebule, bulwy, kłącza itd.), mówimy o rozmnażaniu bezpłciowym. W sytuacji, gdy rodzicielów jest dwóch, mówimy o rozmnażaniu płciowym.

Rozmnażanie płciowe (przynajmniej to u człowieka) zawiera w sobie rozróżnienie na „męskie” i „żeńskie”. Powstanie tych kategorii i ich powszechną akceptację zawdzięczamy nie nauce, ale poznaniu intuicyjnemu (spontanicznemu, potocznemu), do którego odwołuje się metafizyka. Nauka stara się następnie te kategorie bliżej i precyzyjniej dookreślić. Czym zatem w tym powszechnym przekonaniu jest „męskie” („samcze”), a czym „żeńskie” („kobiece”, „damskie”, „samicze”)?

Kiedy rodzi się człowiek, chłopca od dziewczynki rozpoznaje się po rodzaju narządów rodnych. Narząd rodny męski ma się do narządu żeńskiego jak akt do możności, jak to, co jest do tego, co ma możność przyjęcia tego, co jest. Z tego to powodu w tradycji filozoficznej „męskie” wiąże się z aktem, a „żeńskie” wiąże się z możnością. Jak powiedzieliśmy, nauki szczegółowe starają się wejść w głąb tego, co jest istotą męskości i żeńskości.

I tak, dzisiejsza nauka wyróżnia różne rodzaje rozmnażania płciowego, a mianowicie izogamię, gdzie dwie komórki płciowe (gamety) są podobnej wielkości i są podobnie aktywne (ruchliwe), a różnią się od siebie pod względem biochemicznym, fizjologicznym i genetycznym. Prawdopodobnie jest to najbardziej pierwotna forma rozmnażania płciowego, jaką ukształtowała ewolucja. Obecnie występuje między innymi u pierwotniaków i zielenic. Inny rodzaj, występujący u glonów i grzybów, stanowi anizogamia, gdzie dwie komórki płciowe są w podobnym stopniu aktywne, ale różnią się wielkością, a często także kształtem i budową.

Trzecim rodzajem rozmnażania płciowego jest oogamia. Komórki płciowe różnią się tu wielkością, budową i kształtem, ale także aktywnością. Jedna z nich, ta większa, jest pasywna, a druga z nich, mniejsza, jest aktywna. Oogamia jest formą zapłodnienia występującą u protistów, u roślin i u zwierząt, a także u człowieka. Męski rodzic posiada organ rozrodczy wytwarzający nasienie (zawierającą plemniki – gamety męskie), żeński rodzic natomiast posiada organ rozrodczy, przyjmujący do siebie owo nasienie.

Rozmnażanie płciowe ma dużą przewagę nad rozmnażaniem bezpłciowym. Jak pokazuje nauka, następuje tu wymieszanie genów dwóch osobników, co pozwala na dużą różnorodność potomstwa, a to z kolei niezmiernie zwiększa zdolności adaptacyjne gatunku. Owe zdolności adaptacyjne rosną również wraz z doskonaleniem się form rozrodu płciowego, jeśli jako „rozród” rozumieć wszystko, co się wiąże z poczęciem, zrodzeniem i wychowaniem potomstwa. Prymitywne zwierzęta (np. łososie) potrafią umrzeć po zapłodnieniu potomstwa, co należy podkreślić – bardzo licznego. Ssaki natomiast, wydają na świat stosunkowo nieliczne potomstwo, któremu potem poświęcają dużo czasu i energii, wychowując je i chroniąc. Takie zachowanie nie tylko pozwala lepiej dostosować się do aktualnych warunków, ale też wskazuje na coraz większa rolę jednostki w stosunku do gatunku. U człowieka ten proces dochodzi do szczytu, tak iż skłonni jesteśmy powiedzieć, iż jednostka jest ważniejsza od gatunku.

Rozmnażanie płciowe w procesie ewolucji, prowadzącym do pojawienia się człowieka, odegrało także rolę swoistego stymulatora zachowań altruistycznych, które nie istniały u bardziej prymitywnych zwierząt. Zapłodnienie płciowe (przez innego osobnika tego samego gatunku) i konieczność wspólnego, coraz bardziej troskliwego wychowania potomstwa, wpływały na wyodrębnienia się par (grup) osobników, gdzie kluczową rolę odgrywała silna, wzajemna więź i zdolność do kreowania zachowań chroniących potomstwo. Natura zwierzęca musiała zapanować nad agresją, która początkowo dominowała między rodzicem a potomstwem.

Instynkt

Omawiając poszczególne władze wegetatywne, wspominaliśmy, iż łączą się one z instynktem. Władza odżywiania wiąże się z instynktem do zachowania życia jednostkowego, władza wzrostu z instynktem do rozwoju życia jednostkowego, a władza rozmnażania z instynktem do zachowania gatunku. Aby te związki między władzami wegetatywnymi a instynktem stały się klarowniejsze, powinniśmy wszakże odpowiedzieć sobie na pytanie o to, czym jest instynkt jako taki i jaki jest sens (racja) mówienia o instynkcie w przypadku roślin.

Klasyczne wydaje się tu określenie Charlesa Darwina, który za zachowanie instynktowne uważał czynność, którą wykonuje zwierzę, zwłaszcza młode, bez żadnego poprzedniego doświadczenia i wykonuje ją wiele osobników w jednakowy sposób, bez znajomości celu. Inaczej mówiąc, jest to pewna zdolność do wykonywania czynności niewyuczonych, swoistych dla danego gatunku, a związanych z jego przetrwaniem i rozwojem, co przekłada się, egzemplifikuje i wyraża w zachowaniu jednostki, należącej do danego gatunku, a mianowicie w jej dążeniu do zachowania własnego życia i własnego rozwoju.

Jak widać, zachowania instynktowe nie są nabyte, lecz wrodzone. Można więc powiedzieć, że skoro roślina nie posiada zdolności poznawczych, a więc nie jest w stanie kształtować swych działań w nowy (niezaprogramowany uprzednio przez jej naturę) sposób, to wszystkie działania roślin są instynktowe. Instynktem można zatem nazwać całość władz wegetatywnych. Dokładniej rzecz ujmując, trzeba by tu wskazać na ich wspólny fundament, to znaczy ową wegetatywną zdolność do bycia przyczyna sprawczą swego ruchu (ale jedynie przyczyną sprawczą, bez samoprzyczynowania wzorczego i celowego).

Zdolność do bycia przyczyną sprawczą swego ruchu wiązałaby się zatem z pewną autoafirmacją, polegającą na dążeniu do uzyskania „zaprogramowanej” (wrodzonej) wzorczości, a także na dążeniu do osiągnięcia trwałości swego istnienia. Zachowanie życia (jednostkowego czy gatunkowego) i rozwój tego życia byłyby zatem cechami instynktu, pochodzącymi z wrodzonej wzorczości i celowości. Organizm, kierując się instynktem, dąży do tego, aby zachować swoje życie i aby je udoskonalić. Wrodzona (sztywna) przyczyna celowa określa tu zatem z góry zdeterminowany cel tegoż sprawczego działania, czyli zachowanie życia jednostkowego i jego rozwój aż do momentu, kiedy jednostkowy organizm w sposób czynny może włączyć się w coś, co jest dużo doskonalsze i trwalsze – a mianowicie w zachowanie istnienia swego gatunku. Wrodzona (sztywna) przyczyna wzorcza natomiast określa z góry zdeterminowany wzór sprawczego działania. Dążenie do zachowania życia jednostkowego i gatunkowego, a także dążenie do rozwoju nie są tu w żadnej mierze dowolne i różnorakie, są stereotypowe i „ślepe”. Aby osiągnąć z góry dany cel i wzór, roślina musi bowiem żyć i się rozwinąć. Instynkt musi przejawić się zatem w dążności do zachowania życia i do rozwoju.

Wegetacja

Człowiek zawiera w sobie wymiar roślinny. Jest to wymiar życia zupełnie bazowy. Ogranicza się on do funkcji wegetatywnych, czyli jedzenia, rośnięcia i rozmnażania się. Życie ludzkie z jakiś powodów może odbywać się jedynie na tym wymiarze, to znaczy być zdominowane przez ten wymiar. Mówimy wówczas o danym człowieku, że wegetuje. Nie oznacza to wszakże, że nie używa on zmysłów, uczuć, czy rozumu, czyli władz wyższych. Oznacza to jedynie, iż ich używanie podporządkowane jest celom i wzorom zachowania wyznaczonym przez instynkt, czyli wymiar wegetatywny ludzkiej natury.

Wegetacja to zatem życie pasywne, nudne, apatyczne i pozbawione aspiracji. Ponieważ człowiek posiada wyższe poziomy życia (zmysłowy, rozumowy…) niż poziom wegetatywny, życie na poziomie wegetatywnym nazywane jest często depresją. Łaciński termin depressio oznacza bowiem zanurzenie, różnice poziomów. Z tego też powodu mówi się o depresji jakiegoś obszaru, gdy znajduje się on poniżej poziomu morza.
Wegetowanie jest zatem życiem według instynktu, czyli bycie jedynie przyczyną sprawczą swego ruchu (zachowań) bez wpływania na jego wzór i cel. Człowiek traci ochotę do uczenia się (poznawania) czegokolwiek, jego sfera uczuć zostaje niejako zablokowana przez utrwalenie się uczuć smutku, zwątpienia i lęku. Negatywne, pesymistyczne myśli pojawiają się bezwiednie, jako że przywoływane są i stymulowane przez ów depresyjny stan. Sfera duchowa (rozumowa i noetyczna) w człowieku zostaje niejako wyłączona, co objawia się w świadomości braku sensu swego życia. Podobnie też wyobrażenia, sny, czasem halucynacje wyrażają rezygnację z pełni życia.

Wegetacja jest bowiem dezaktywacją wyższych czynności zwierzęcych i ludzkich: poznawania, odczuwania, myślenia, decydowania… Te wyższe funkcje pracują jakby na jałowym biegu, gdyż są stymulowane przez warstwę wegetatywna. Nawet funkcje wegetatywne ulegają zaburzeniu, gdyż u człowieka są one ze swej natury podporządkowane funkcjom wyższym. Tak rozumianej depresji towarzyszą więc zaburzenia odżywiania takie jak na przykład bulimia czy anoreksja. Mogą też występować zaburzenia rozwoju, jak również zaburzenia seksualne.

Z wegetacją wiąże się też swoista koncentracja na sobie. Można wręcz mówić o egotyzmie, to znaczy o utracie żywego kontaktu ze światem i zanurzeniem się w świecie własnych doznań. Świat nie tylko jest podporządkowany własnemu „ja” (tak dzieje się na poziomie zwierzęcym i nazywa się tę postawę egocentryzmem), ale staje się również całkowicie wsobny. Można by powiedzieć, iż istnieje jedynie własne „ja”, a w jego ramach doznania, które odbiera się wprawdzie ze świata, ale bez realnego kontaktu z tymże światem.

Wegetacja i wiążąca się z nią depresja jest chorobą. Istnieją przeróżne sposoby radzenia się z nią. Od strony filozoficznej można powiedzieć, iż chodzi o aktywację wyższych warstw natury ludzkiej i związanych z nimi władz. Chodzi o odblokowanie uczenia się (poznania), aby wytworzyć w sobie inne mechanizmy zachowań, chodzi o uruchomienie uczuć, tak aby procesy emocjonalne nie grzęzły na trwałe w smutku, zwątpieniu i lęku. Chodzi o wyprowadzenie z bierności ludzkiego rozumu i a uaktywnienie ludzkiej woli. Wszystko to zaś nie udaje się bardzo często zrobić, jeśli się nie odzyska kontaktu ze światłem swego serca (intelektu), który z natury swej jest powołany do wskazywania celu ludzkiego życia i do ukierunkowywania (uporządkowaniu) wszystkich niższych władz w ramach tego fundamentalnego dążenia..